W swoim wystąpieniu na TED “What it takes to be a great leader?” Roselinde Torres, która przez ponad ćwierć wieku zajmowała się tematem przywództwa, badając porażki i sukcesy liderów, postawiła kilka ważnych tez. Mówią one o tym, co wpływa na kształtowanie się dobrego przywództwa.
Do mnie bardzo przemawia jeden z wniosków:
“Z kim spędzamy czas? O czym rozmawiamy? Gdzie podróżujecie? Co czytacie? I ostatecznie, jak czerpiecie z tego wiedzę (…)” – to kształtuje nas jako przywódców swojej społeczności.
Ja osobiście uwielbiam podróże. Nigdy przenigdy nie korzystam z gotowych ofert biur podróży, sama planując trasę, miejsca, a czasami po prostu idąc/jadąc tam, gdzie oczy poniosą. Powiedzenie “koniec języka za przewodnika” w moim przypadku doskonale się sprawdza, a dzięki napotkanym na mej drodze ludziom nie raz odkrywałam ciekawe miejsca, historie i smaki.
Dzisiaj dzielę się kilkoma inspiracjami na odwiedzenie ciekawych miejsc w Polsce, w najbliższym czasie opiszę również te zagraniczne. Myślę, że wakacje to dobra pora na chłonięcie wszystkimi zmysłami tego, co nowe. Odkrywanie, gubienie się, odnajdywanie. Metafora podróży przemawia do mnie zawsze – i w kontekście zmiany, i edukacji, i przywództwa. Może właśnie dlatego, że jestem uzależniona od podróży, a na pytanie, skąd jestem, kim się czuję – odpowiadam “jestem nomadą”.
Malowana wieś Zalipie
Malowana wieś, o swojsko brzmiącej nazwie Zalipie, leży niedaleko Tarnowa. Już sam znak stojący na rogatkach wioski uświadamia, że to wieś jak malowana. Co prawda nie wszystkie domy są pomalowane, ale trzeba przyznać, że i tak ich ilość jest imponująca, a wszystko robi bardzo ciekawe wrażenie, tym bardziej, że zwyczaj malowania ogarnął swym zasięgiem także budynki gospodarcze, studnie, kościół, remizę, a nawet budę dla psa.
Sandomierskie ścieżki prokuratora Szackiego
„Takie dziury jak Sandomierz mają jedną niezaprzeczalną zaletę: wszędzie jest blisko. Zaraz po otrzymaniu telefonu od szefowej prokurator Teodor Szacki z westchnieniem ulgi zostawił zainteresowaną nim w nużący sposób Klarę i opuścił wynajmowaną kawalerkę w kamienicy na Długosza. Mała, brzydka i zapuszczona, miała jedną zaletę – położenie. Na Starym Mieście, z widokiem na Wisłę i zabytkową szkołę średnią, którą założyli w XVII wieku jezuici. Wyszedł z budynku i szybkim krokiem dotarł do rynku, ślizgając się na wilgotnych kocich łbach”.
Kto zna książkę Miłoszewskiego “Ziarno prawdy”, może bez trudu powędrować po mieście śladami Szackiego, któremu przyszło się zmierzyć z rozwikłaniem kryminalnej zagadki. Tak więc możemy zacząć od dawnej synagogi, by dalej powędrować do katedry i odnaleźć słynny i kontrowersyjny obraz, by na końcu usiąść w cieniu ratusza w mojej ulubionej Kordegardzie.
Stary Książ
Tutaj czas przestaje pędzić, malownicze schodki wiodą w progi renesansowego portalu okalającego niegdyś drzwi, a widok z góry na wijącą się w dole rzeczkę Pełcznicę przyprawia o drżenie serca. Stary Książ, bo o nim mowa, to idealne miejsce dla szukających chwili odosobnienia zakochanych. Ruiny dawnej średniowiecznej warowni dzieli zaledwie godzinny spacer od zamku Książ, do którego można dojść szlakiem wiodącym wiszącymi mostkami.
Tutaj warto być, zatrzymać się na chwilę, odetchnąć i rozkoszować malowniczymi okolicznościami przyrody, a może nawet obecnością bliskiej osoby, z którą tą wizyta w Starym Książu zyskuje inny wymiar. Można razem poszukać śladów bardzo odległej przeszłości, na przykład wspomnianych portali czy resztek dawnej wieży. Chętni mogą przejść pozostałościami korytarza, a potem uwiecznić siebie na tle pnącego się po murach dzikiego wina.
Ruiny Starego Książa kryją w sobie wiele tajemnic. W X wieku stojący tutaj gród warowny strzegł biegnącego tutaj szlaku handlowego. W XIII stuleciu swoją siedzibę w zamku otoczonym przepaściami miał Bolko I Surowy. W kolejnych wiekach budowla zmieniała właścicieli, była nawet lokum rycerzy-rozbójników, co w XV wieku stało się przyczyną upadku zamku, gdyż jego spalenie okazało się jedynym skutecznym sposobem na wypędzenie rabusiów. W XVIII wieku Jan Henryk z von Hochberg zlecił odbudowę Starego Książa, tym razem w eklektycznym stylu, ale budowla dotrwała jedynie do 1945 roku.
Mimo że zamek nie przetrwał do naszych czasów, malownicze ruiny czekają na wędrowców. Mają w sobie wiele romantyzmu doprawionego szczyptą tajemnicy, a każdy, kto lubi takie miejsca, jest tu mile widziany.
Kostrzyn nad Odrą – miasto-widmo
Miasto-widmo to najbardziej prawdziwe określenie tego, co poczułam, kiedy znalazłam się na Starym Mieście w Kostrzynie nad Odrą. O tym, jak pożoga wojenna i powojenna zmieniła oblicze wielu miejsc, wie każdy, ja jednak nie byłam świadoma, że na tak zwanych Ziemiach Odzyskanych mamy nasze dwudziestowieczne Pompeje – czyli dawny Küstrin, a raczej to, co pozostało po jego Starym Mieście. Spacer nad Wartą, gdzie dawniej rozpościerało się malownicze Stare Miasto, poruszył mnie. Przyznam szczerze, że bardziej, niż zwiedzanie w marcu tego roku Pompejów, miasta unicestwionego przez Wezuwiusz. Tutaj, w Kostrzynie, wędrówka zachowanymi zaułkami, ulicami i placami powodowała jakiś niepokój i wewnętrzne poruszenie. W materiałach, do których dotarłam tuż po wizycie w Kostrzynie, wyczytałam, że w 1939 roku to niemieckie miasto liczyło 28 000 mieszkańców, a w 1946 roku – 634. Niemieccy mieszkańcy musieli opuścić swe zrujnowane domy 22 czerwca 1945 roku. Stopień zniszczenia Kostrzyna po walkach w 1945 roku oszacowano na 95%, w gruzy zamieniło się 8278 budynków, a miasto nazwano naszą Hiroszimą. Więcej o historii miasta można przeczytać tutaj. W swoim dzisiejszym wpisie wesprę się zdjęciami dawnego Kostrzyna, skorzystałam z fotografii ze strony: www.http://brandenburg.rz.htw-berlin.de Zapraszam na wirtualny spacer do miejsca, którego już nie ma.
C.D.N.
O tak, polecam Sandomierz. Dwa lata temu odbylam taka podróż inspirowaną „Ziarnem prawdy” . Wspominam niezwykla atmosferę tego miasta. Z jednej strony fascynujący splot kultur, z drugiej oszałamiająca przyroda: wawozy, winnice, wzgórza porośnięte dzikimi różami i sady porastające Kotlinę Sandomierską. Okolice Sandomierza polecam na leniwe zwiedzanie i odpoczynek po nim w cieniu (chyba) kasztanowców na rynku, ze szklaneczką lemoniady. W Sandomierzu czas płynie wolniej:)