Za mną pierwszy dzień w fińskiej szkole. Rozpoczęłam szkolenie w ramach Programu Erasmus+. Nie będę udawała ekspertki od fińskiej edukacji, opiszę po prostu to, co zobaczyłam w konkretnej placówce w gminie Kaarina koło Turku. Gminie o tyle nietypowej, że uznanej za najbardziej kreatywną i innowacyjną w Finlandii. Szkole o tyle ciekawej, że prowadzonej przez charyzmatycznego dyrektora – idealistę, na dodatek autora doktoratu na temat nauczania przyszłości. Nie wiem więc, czy szkoła ta może uchodzić za przeciętną fińską placówkę. Zdaniem jej dyrektora – nie.
Kto idzie do fińskiej szkoły, ten chodzi bez butów
To jedna z pierwszych rzeczy, która rzuca się w oczy tuż po przekroczeniu progu szkoły, czyli stojące na korytarzach buty. Uczniowie paradują tutaj w skarpetkach. Niektórzy nauczyciele też. Wszyscy czują się tak, jak w domu. Atmosfera jest tutaj naprawdę rodzinna, pomimo tego, że szkoła do najmniejszych nie należy. Chodzi do niej 600 uczniów. Tutaj obalamy pierwsze wyobrażenie o małych, fińskich szkołach. Takich już prawie wcale nie ma.
W przyjaznej szkole wszędzie stoją sofy, pufy, wygodne krzesełka – wszystko sprzyja budowaniu dobrego klimatu do uczenia się i bycia razem. A pomimo tego, że na dworze dzisiaj – 6 stopni, wszyscy uczniowie wychodzą na przerwie na dwór.
Fińska lekcja
Odwiedziliśmy dzisiaj kilka klas i obejrzeliśmy kilka lekcji. W większości sal ławki ustawione w sprzyjający pracy w grupach sposób. Jedna sala całkowicie zaprojektowana przez uczniów wygląda tak przyjaźnie, że aż chciałoby się usiąść i popracować z innymi. W innej każdy może zająć takie miejsce, jakie chce – dywan, pufę, sofę lub krzesełko. Miejsce nieważne, ważne, by pracować w najlepszych dla siebie warunkach. Fińskie lekcje są różne. Jedne ciekawe, aktywizują, pobudzają do myślenia. Inne nudne. Każdy uczeń ma szkolny tablet, który wykorzystuje na lekcjach i w domu. Tak, i tutaj nadal zadają prace domowe, ale rzadko i niedużo.
Ciekawym doświadczeniem była lekcja matematyki dla 55 uczniów prowadzona przez 3 nauczycieli. Belfrzy dwa razy w tygodniu spotykają się, by zaplanować swą pracę. Tak więc widzimy przy stolikach pracujące zespołowo dzieci, obok, na pufach przysiadły te, które wolą inne warunki pracy. Nieopodal, w innym kącie, pod okiem nauczyciela pracują Ci, którym matematyka sprawia kłopot. Uczenie dużych grup przez kilku nauczycieli to nowy trend w Europie, słyszałam o nim wcześniej, tutaj mogłam podejrzeć, jak działa. W moim przekonaniu taka organizacja lekcji jest bardziej efektywna i zindywidualizowana.
W tej szkole obowiązkiem jest uczenie interdyscyplinarne co jakiś czas, co jeszcze sprawia kłopot kadrze. Najwięcej problemów z wykorzystaniem metod aktywizujących mają nauczyciele języków obcych, co jest dla mnie sporym zaskoczeniem. Faktycznie, na lekcji szwedzkiego wieje nudą. Co ciekawe, nauka języków obcych nie odbywa się tutaj w grupach, a na angielski przeznacza się tylko 2 godziny tygodniowo. Duży nacisk kładzie się tu na zdobywanie umiejętności gotowania i szycia, czego w przepięknych pracowniach doświadczają i chłopcy, i dziewczynki. Dzisiaj piekli chleb, a następnie razem pałaszowali go przy pięknie udekorowanym stole.
Cdn.
Dziękuję Pani za ten tekst 🙂
Byłam w miejscowości Kaarina przy okazji zwiedzania Doliny Muminków w Nanatali. Zaś szkołę fińską odwiedziłam w Vaasie. Moje spostrzeżenia – jak na razie – są dość podobne, choć nie miałam przyjemności przyjrzeć się jej tak samo blisko jak Pani.
Jeszcze raz dziękuję 🙂
Serdecznie dziękuję i pozdrawiam!
jak cudownie ,że ludzie wkładają w swoją pracę tyle SERCA i mądrości…. to na pewno “zaprocenyuje” w przyszłości….